Tytuł zdecydowanie celowy i mający nakłonić Cię do przemyślenia tematu. Poza tym lubię swego rodzaju przewrotność, ale także sarkazm, ironię i emocje. Wiedz, że właśnie takich rzeczy możesz się tu spodziewać.
Nie będę ukrywać, że do napisania tego tekstu zainspirował mnie tekst o kobiecości przeczytany u Blimsien, która do pewnego stopnia jest dla mnie wzorem blogerki. Chyba mogę tak z czystym sumieniem napisać.
Miała rację. Nie każda z nas lubi być kobietą. Nie każda z nas wie co to dla niej właściwie oznacza. Dla mnie przez pewien czas był to komar, który nie pozwala spać i masz ochotę go zamordować. To będzie szczere wyznanie. Nigdy nie lubiłam być kobietą. Wolę by mnie postrzegać jako człowieka i osobę, a dopiero potem kobietę.
Przez pewien czas musiałam rozpychać się łokciami w męskim świecie. Teraz widzisz, że prowadzę bloga, kanały w mediach społecznościowych i jest całkiem okej. Przez wiele lat projektowałam głównie dla kobiet od zwykłych grafik przez branding i www. Nie zliczę ile razy słyszałam, że jako kobieta powinnam się zająć czymś innym. Pomijam komentowanie zainteresowań, które "nie są kobiece" przez zarówno panów jak i panie.
W różnych momentach życia różnie postrzegałam swoje ciało. Od chwilowego zachwytu po jakiś dziwny rodzaj wstydu, który czułam już jako dziecko w szóstej klasie podstawówki, które zostało klepnięte w tyłek w sklepie przez starego zboka z przyczyn zupełnie mi wtedy nieznanych, mimo że nie było w tym mojej winy. Nie zliczę krępujących sytuacji kiedy czułam się naprawdę źle przez to jak ktoś w niewybredny sposób skomentował mój wygląd i jeszcze sądził, że powinien to być dla mnie komplement. Szokująca jest skala tego zjawiska w Polsce. Ale chyba jeszcze gorsze jest to, że nikt nam nie tłumaczył, że to nie jest normalne, nie powinno mieć miejsca i że nie jest nasza wina.
Nie będę tu pisać jak ważna jest edukacja seksualna, która w Polsce praktycznie nie istnieje. Ani o tym, że zajęcia z wychowania do życia w rodzinie są kpiną, ponieważ zdarzają się przypadki, że są prowadzone przez księży. Nie znajduje na to logicznego i racjonalnego wyjaśnienia. Ten tekst nie jest też miejscem by mówić o tym, że kobiety mają prawo do stanowienia o sobie, zarabiania tyle samo co mężczyźni na tych samych stanowiskach itd. To oczywistości.
Nie nazwę się tu także aktywistką chociaż strajk kobiet nie jest mi obcy. Za to mogę o sobie otwarcie powiedzieć, że jestem feministką i jestem z tego dumna. FEMINISTKĄ nie FEMINAZISTKĄ. Parytety są złe. Dyskryminacja jest zła. Kropka. Nigdy nie spaliłam stanika, nie mam brody i lubię mężczyzn, którzy są ludźmi. I tak, chodziłam kiedyś w glanach. W rodzimym kraju można powiedzieć, że jestem najgorszym sortem człowieka. Kobieta, feministka, ateistka choć uduchowiona (innym razem porozmawiamy co to znaczy) i może nie jestem zupełnie wege to jem w większości warzywa i owoce więc jeszcze tylko brakuje, żebym była homo i ruda...
Teraz może i nie wszędzie, ale czasem wciąż panuje narracja, że kobieta jest "szyją" o czym pisze Nina. Też kiedyś imponowały mi silne kobiety. Do pewnego stopnia nadal imponują, ale nieco inne kobiety. Chociaż i one są dzisiaj nieco inne. Nie myślę o sobie w kategoriach czy jestem silna bo szczerze mówiąc nie postrzegam się w ten sposób. Czasem myślę, że ta siła jest trochę toksyczna i opłacona pewnym cierpieniem.
Bardzo wiele razy starałam się sobie i innym coś udowodnić. Wiesz, że jestem silna i mądra bo za ładną nigdy się nie uważałam. Nigdy nie rozpatruje siebie w ten sposób. Potrafię być bezwzględna, agresywna i zimna jak cholerna skała. Przez bardzo długi czas nosiłam zbroję, która po zdjęciu tylu części i ponownej próbie założenia gdzie nie gdzie uciska, uwiera i obciera... Jak człowiek się tak konkretnie otworzy trudno jest wrócić do stanu poprzedniego. Moją zbroją i siłą był/jest specyficzny sposób bycia, określone poczucie humoru, ubiór czy nawet do pewnego stopnia wyuczona pewność siebie. Jakkolwiek to teraz zabrzmi jestem kobietą, która zawodowo ma dość dużo tej pewności siebie lecz na płaszczyźnie osobistej jest nieco gorzej chociaż podobno tego nie widać.
Paradoksalnie żyjemy w czasach w których ludziom łatwiej przed sobą nawzajem zdjąć ubrania niż szczerze porozmawiać o tym co nam w duszy gra i co nas głęboko boli. Boimy się odkrywania swoich słabości bo wychowaliśmy się w świecie w którym nie ma miejsca na słabość czy okazywanie emocji, które są jako owa słabość postrzegane.
Przez jakiś czas słowa, że więcej facetów mogło by być jak ja równie skorych do bitki i wypitki wybrzmiewały niemalże jak obelga. Choć dawna ja, ta nosząca zbroje do pewnego stopnia z takiego tekstu byłaby zadowolona. Precyzując tekst padł podczas urodzin przy okazji podjęcia wyzwania w zapasach. Dlaczego to wybrzmiało jak obelga? Bo coś przy tej okazji zrozumiałam.
Od bardzo dawna słyszę, że pod wieloma względami mentalnie bliżej mi do mężczyzn. Mówiąc obrazowo potrafię sobie upolować zwierza, ogarnąć jaskinię i bronić swojego przysłowiowego kwadrata jeśli zajdzie potrzeba. Mówiąc aktualnym językiem ugotuję, meble złożę, a i strzelać umiem. Jednak wciąż nie potrafię samej siebie przytulić. Tak łaskawie i powiedzieć sobie to jest ok, jesteś wystarczająca.
Jestem tu dziś z pozycji nienawidzenia sukienek, noszenia się praktycznie jak chłopak i zachowywania się niemalże jak chłopak. Nie lubię komedii romantycznych szczególnie tych typowych, które zawsze kończą się hollywoodzką bajką o życiu i długo i szczęśliwie. Lubię horrory, filmy akcji, Amerykańskie fury bo nie ma lepszej muzyki niż ryk V8, gry komputerowe, motocross i parę innych mało oczywistych sportów. Potrafię zmienić koło, przepaloną żarówkę i w aucie i wiem jak wyjąć akumulator. Wiem, że pewnych rzeczy nie jestem w stanie zrobić i się z tym pogodziłam. Przynajmniej na tyle na ile można.
Już nie mam alergii na słowa "córka to nie jest praca dla kobiet". Choć tato przekonał się, że nie straszna mi ani kosiarka, ani wiertarka ani betoniarka i że z wiatrówki mam niezłego cela. Tak samo jak ja się przekonałam, że mogę nosić sukienki i że to wcale nie boli ani nie gryzie i może być fajne. A nawet całkiem miłe i wcale nie wiązać się z głupimi komentarzami innych.
Bo widzisz mimo swojej raczej drobnej postury, mimo że byłam nazywana żyrafą albo mutantem ze względu na swoje 178cm wzrostu odkąd pamiętam zawsze czułam się jak chłopczyca. Kiedy inne dziewczyny rozmawiały o malowaniu paznokci albo plotkowały o chłopcach ja się niemiłosiernie nudziłam. Także od nich słyszałam, że mam męskie zainteresowania cokolwiek to w dzisiejszym świecie znaczy.
Głęboko pragnę byśmy wszyscy żyli w świecie w którym każdy może być sobą. Kobietą, mężczyzną, hetero, homo, wege, mięsożercą itd Byłoby bardzo dobrze gdybyśmy wszyscy mieli dla siebie nawzajem więcej akceptacji i empatii. Utopijne marzenie o tym by zarówno kobiety jak i mężczyźni mogli żyć i wyrażać się bez obawy o lincz. Bez popadania w skrajności i wzajemnym szacunku. Bo ta kobieta, która co miesiąc krwawi może być kim zechce i powinna, ale powinna także przestać słyszeć na każdym kroku, że jest nieracjonalna, emocjonalna albo przewrażliwiona.
Nie jestem pewna czy lubię być kobietą. Mam jako taki zmysł estetyczny (potwierdzone info przez ludzi, którzy widzieli moje projekty albo zachwycali się remontami wszelkiej maści). Lubię kwiaty, kocham naturę i zwierzęta. Moje kocie dzieci kocham równie mocno jak niektórzy swoje ludzkie potomstwo. Lubię czasem wyglądać ładnie albo się pomalować, ale też lubię mieć przeświadczenie, że taka bez makijażu jestem okej. Wciąż mam jakieś takie poczucie, że nie do końca umiem grać zespołowo, ale nie przeszkadza mi gdy współpracuję. Mam świadomość co i jak chce robić. Samoświadomość to bardzo dobra rzecz. Nie lubię różu i lubię to, że go nie lubię. Akceptuje to, że jestem fizycznie słabsza od płci przeciwnej co nie znaczy, że odpuszczam wyzwania.
Jestem pewna, że chce zaakceptować siebie, ale najpierw muszę tą siebie znaleźć na nowo. Wyłącznie po to by spojrzeć na siebie w lustrze i z dumą móc przyznać, że te wszystkie blizny (na ciele i duszy) to nie są skazy tylko pamiątki bitew z których wyszłam obronną ręką. I że taka z kolczykami, dziarami, bliznami i długimi pazurami (tak to jest coś co jest moim znakiem rozpoznawczym własne zdrowe najlepiej w czerwonym kolorze), ale nawet w wyciągniętej koszuli i trampkach mogę o sobie powiedzieć "tak jest dobrze, wszystko jest na miejscu". Zobaczyć pewną i świadomą siebie po drugiej stronie, która się nie sabotuje i jest swoim największym wyznawcą. Czytaj osobą, która wierzy w siebie bardziej niż inni w nią wierzą. Póki co ta proporcja jest zgoła inna.
Pozwalam sobie na słabość, wrażliwość i słuchanie swojej intuicji, którą czasem wyciszałam. Wiele razy słyszałam, że nie umiem odpuszczać. Wiem, że nie potrafię przede wszystkim sobie odpuszczać. Z drugiej strony wiem też co to lęki, stany przed depresyjne, depresja, myśli samobójcze, poczucie osamotnienia, niechęć do życia itd I jakoś to wszystko przetrwałam. Po części właśnie dlatego, że nie umiem odpuszczać. Gdybym odpuściła x lat temu prawdopodobnie byłabym kolejnym zaklepanym miejscem na cmentarzu. Więc jeśli mnie pytasz jaka jest moja super moc to jest właśnie to = wewnętrzny wojownik.
Odkąd pamiętam ciągle z czymś walczę i czasem opadam z sił. Jak teraz. Jest nowe poszukiwanie tego wojownika, a właściwie wojowniczki. To nie koniec, to początek drogi. Gdybym miała teraz sobie wyobrażać jaka chce być to byłoby to skrzyżowanie elfa z żeńską wersją Wiedźmina i Czarną Wdową. I odpowiadając na Twoje pytanie, tak wciąż jestem dzieckiem. Musiałam szybko dorosnąć. Próbuje się z tym dzieckiem polubić zamiast je wycinać w pień. Nie utrudniaj mi tego.
Casino Tycoon: Casino Tycoon - Jordan10 Retro Outlet
ReplyDeleteEnjoy jordan 10 retro clearance casino Tycoon: Casino Tycoon for free, without the need for registration or 토토 사이트 registration. To Order jordan 15 retro now play 벳 매니아 on 바카라 게임 사이트 your own, you must